Wywiad z Ewą Zwierzchowska, autorką książki „Dieta najedzonych dziewczyn”

Słowo „dieta” kojarzy się wyrzeczeniami. A tytuł Pani książki „Dieta najedzonych dziewczyn” jest bardzo optymistyczny…

Faktycznie, zarówno tytuł, jak i ogólny przekaz całej książki nastraja bardzo pozytywnie do trudnego tematu, jakim jest odchudzanie. Długo zastanawiałam się, jak w kilku słowach zawrzeć optymistyczny przekaz dla dziewczyn, które z jednej strony walczą o szczupłą figurę i dobre samopoczucie, ale z drugiej kochają jedzenie i nie chcą rezygnować z przyjemności kosztowania różnych dań i eksperymentowania w kuchni. To dwie kwestie dość trudne do pogodzenia. Dla mnie jednak poczucie sytości, żonglowanie smakami i rozkoszowanie się jedzeniem ma bardzo istotne znaczenie. Książka to propozycja dla uśmiechniętych, radosnych dziewczyn, które nie zamierzają narzucać sobie zbyt wielu drastycznych ograniczeń związanych z odchudzaniem. Przygotowałam ją z myślą, że nie chcę pozbawiać dziewczyn przyjemności smakowania różnych dań. Zachęcam do wypróbowania i przetestowania fajnych i esencjonalnych potraw. Z drugiej zaś strony pokazuję, że nawet przy małych ograniczeniach można tracić kilogramy z uśmiechem na ustach.

Jestem świadoma, że poradników na temat diet odchudzających i zdrowego stylu życia na rynku są tysiące, a na portalach społecznościowych można znaleźć mnóstwo fit-przepisów i wskazówek, jak skutecznie zrzucać kilogramy. W mojej książce proponuję jednak nieco inne podejście do tematu odchudzania. Metodą prób i błędów, dzięki najnowszej wiedzy z zakresu psychologii, dietetyki i fizjologii, którą podzielili się ze mną specjaliści, wypracowałam własny model tracenia zbędnych kilogramów i zdrowego odżywiania z uśmiechem na ustach.

Choć w tytule są dziewczyny, to jednak z przepisów mogą oczywiście skorzystać mężczyźni którzy poszukują inspiracji kulinarnych i chcą zrzucić nieco kilogramów!

Moją uwagę zwróciło stwierdzenie, że nie chodzi o to, aby doprowadzić do wagi idealnej, ale by utrata kilogramów była taka, na jaką nas stać. Jak to należy rozumieć?

Chodzi o to, aby każda z nas poczuła, że odchudzanie nie musi być męką. Celem jest wprawdzie zgrabna sylwetka, ale równie ważne jest dobre samopoczucie, energia, uśmiech, wigor, chęć do działania. Czas jednak poluzować sznureczki i zacząć korzystać z życia, a nie tylko obsesyjnie liczyć kalorie i katować się ćwiczeniami. Nie ma bowiem wagi idealnej, jest waga indywidualna, czyli taka, która jest do osiągnięcia w warunkach, w których funkcjonujemy.

Przed laty specjaliści wręcz wmawiali, że należy ściśle trzymać się wytycznych dotyczących liczby spożywanych kalorii, bo bez dietetycznego reżimu nie osiągniemy celu, czyli szczupłej figury. Wiele osób na diecie odmawiało sobie przyjemności jedzenia, czuło głód i nienasycenie. Przy komponowaniu gotowych, narzuconych jadłospisów rzadko kto uwzględniał indywidualne preferencje i smaki. Był gotowiec i trzeba było z niego korzystać. Co z tego, że po długich miesiącach wyrzeczeń waga osiągnęła w końcu określony poziom, ale jednocześnie pojawiała się frustracja i złość? Wiele osób wręcz rzucało się na jedzenie, co skutkowało efektem jo-jo. I zabawa rozpoczynała się od nowa…

Moja książka udowadnia że przy komponowaniu i przyrządzaniu posiłków można się świetnie bawić. Trzeba podejść do tego na luzie, z uśmiechem, bez tak zwanej napinki.

Sugeruje Pani także, że lepiej wsłuchać się w swój organizm i zastanowić się, co jest naprawdę ważne – uzyskanie wyidealizowanej wagi kosztem wielomiesięcznych trudów, czy osiągnięcie sylwetki, w której będziemy dobrze się czuli, bez frustracji i morderczych treningów. Relaksujące podejście…

W książce „Dieta najedzonych dziewczyn” udowadniam, że utrata zbędnych kilogramów jest możliwa bez frustracji i głodu. Z moich doświadczeń wynika, że wiele dziewczyn marząc o schudnięciu, wyznacza sobie bardzo nierealne cele. Kobiety są dla siebie bardzo surowe. Myślą, że w wieku 40 lat mogą bez problemu ważyć tyle samo co dwadzieścia lat temu. Nie biorą pod uwagę całego bagażu doświadczeń i zdarzeń. Wiele za nas ma za sobą ciążę, zawirowania hormonalne. Do tego dochodzi jeszcze siedzący tryb życia, czyli korzystanie z auta bez opamiętania, osiem czy dziesięć godzin w biurze. Nawet jeśli osiągną wagę sprzed dwudziestu lat, będzie to okupione wielomiesięcznymi wyrzeczeniami. Czy nie lepiej skupić się na mniejszych celach, które są łatwiejsze do zdobycia, bez katorżniczych diet i wycieńczających ćwiczeń? Życie jest zbyt krótkie, aby nie czerpać przyjemności z jedzenia.

Oczywiście, przy okazji odchudzania musimy zmienić kilka rzeczy w codziennym jadłospisie. Piszę o tym w swojej książce. Chodzi m.in. o odpowiedni rozkład posiłków czy dostateczne nawadnianie. Nie ma tak, że jemy bez opamiętania i chudniemy. Jeśli przygotowujemy ciasto, to nie jemy całej blaszki, tylko kawałek. Gdy szykujemy sałatkę, to raczej przestrzegamy proporcji składników i nie zwiększamy ilości np. orzechów czy oliwy, czyli najbardziej kalorycznych produktów. To samo z koktajlami. Jeśli mamy w przepisie, że wrzucamy do blendera pół banana, garść truskawek i pół szklanki mleka, nie zwiększajmy znacznie ilości owoców, możemy je jednak zamienić, na przykład zamiast truskawek użyć malin czy borówek.

Nie osiągniemy też sukcesu, jeśli będziemy siedzieć na kanapie i czekać na to, że kilogramy same znikną. Nic z tych rzeczy! Sport musi być, i to regularny, 2-3 razy w tygodniu, bez wymówek. Warto jednak zaleźć dyscyplinę, w której dobrze się czujemy i czerpiemy satysfakcję. W moim przypadku jest to tenis, ping-pong, jazda na rowerze, a zimą na nartach. Lubię sporty oparte na rywalizacji, towarzyskie. Gimnastyka czy siłownia sama w sobie nigdy nie sprawiała mi przyjemności i nie byłam w stanie się do niej zmusić. Okazało się, że wcale nie muszę, że są inne sporty dzięki którym można zaliczyć aktywność fizyczną!

Ale przecież we współczesnym świecie jesteśmy oceniani w dużej mierze poprzez wygląd zewnętrzny. Smukła sylwetka jest symbolem sukcesu i zdrowia. Jak to pogodzić z luźnym podejściem do odchudzania?

Faktycznie, dziś szczupłość równa się sukces, atrakcyjność, zdrowie i silna wola. Nadwaga i nadprogramowe kilogramy są postrzegane jako synonim lenistwa, zaniedbania i nieefektywności. Wiele osób jest przekonanych, że tylko zgrabna sylwetka zapewni im świetną pracę czy pomoże znaleźć partnera. Nic więc dziwnego, że współczesne kobiety skupiają się nadmiernie na swoim wyglądzie. Może to zabrzmi jak banał, ale czas skupić się na innych rzeczach niż wbicie się w rozmiar 34. Pokochajmy nasze ciało, celebrujmy drobne przyjemności, gotujmy pyszne potrawy, cieszmy się życiem.

Najszybszy efekt przynoszą restrykcyjne diety, ale niewiele osób potrafi konsekwentnie trzymać się zaleceń. A jednocześnie każde odstępstwo od diety okupuje się wyrzutami sumienia…

Niestety diety eliminacyjne i drastycznie ograniczające liczbę spożywanych kalorii działają tylko na krótką metę. Nikt długo nie jest w stanie wytrzymać takiego restrykcyjnego, pełnego zakazów sposobu odżywiania. Zresztą przy okazji stosowania takich diet szybko pojawiają się symptomy różnych niedoborów, organizm zaczyna się mocno buntować. Nie o to nam chodzi.

Innymi słowy nie należy się katować za chwilę słabości. Wręcz przeciwnie – za wysiłek trzeba się nagradzać. Co kryje się pod określeniem „cheat meal”?

To pojęcie, które zrobiło prawdziwą rewolucję w odchudzaniu. I bardzo dobrze, bo cheat meal idealnie wpisuje się w koncepcję tracenia kilogramów „na luzie”. Cheat meal jest określany jako mniej zdrowy, wręcz „niedozwolony” posiłek, na który można pozwolić sobie od czasu do czasu w ramach nagrody za trudy związane z odchudzaniem. Może to być na przykład burger z frytkami, ciasto czekoladowe czy lasagne. Specjaliści wskazują, że taki posiłek redukuje napięcie związane z przestrzeganiem diety i jest sposobem na odprężenie się. Dodaje mocy i przywraca wiarę we własne siły. Można go zjeść maksymalnie raz w tygodniu, najlepiej w środku dnia, aby mieć czas na spalenie dostarczonych organizmowi dodatkowych kalorii.

Co jest więc istotą skutecznego, ale równocześnie przyjemnego odchudzania?

W walce z uczuciem głodu na diecie odchudzającej pomoże wybieranie pewnych produktów i komponowanie z nich dania tak, aby czuć się najedzonym, a jednocześnie nie przesadzić z kaloriami. Można to osiągnąć, stosując sprytne sztuczki. Odsyłam wszystkich zainteresowanych do książki.

We wstępie do książki przedstawia Pani triki, które sprzyjają odchudzaniu…

Zależało mi, aby odchudzające się dziewczyny dostały gotowe podpowiedzi, co zrobić w chwilach słabości czy innych trudnych sytuacjach takich jak wakacje all inclusive czy napady apetytu w chłodne dni. 

Każda z nas ma czasem na przykład straszną ochotę na zjedzenie słodkiej rzeczy. W poradnikach dotyczących odchudzania można przeczytać rady typu „zjedz surową marchewkę czy pieczone jabłko”. Nasz organizm nie da się jednak tak łatwo oszukać i będzie żądać prawdziwych słodkości. Warto wiedzieć, co jest w takich chwilach „dozwolone”. A jest całkiem dużo. Można sięgnąć po zbożowy batonik na bazie suszonych owoców. Jest ich obecnie sporo na rynku, można wybrać produkt z dobrym składem. Jego kaloryczność jest wprawdzie podobna do zwykłego batonika, ale ma on lepszą wartość odżywczą. Zawiera np. błonnik, który daje uczucie sytości, i węglowodany złożone, które są stopniowo uwalniane w organizmie, więc taki zamiennik zaspokoi głód na dłużej.

To tylko jeden z przykładów na trudne sytuacje, z jakimi zetkniemy się na pewno w trakcie odchudzania. O innych przeczytacie w mojej książce. A także o tym, jak sprytnie zastąpić bułkę tartą, panierkę, śmietanę czy majonez, czyli produkty uważane za niezdrowe i kaloryczne. Takich praktycznych porad jest w mojej książce całe mnóstwo.

Omawia Pani również techniki przygotowywania posiłków, zdrowe zamienniki, suplementy, jak też wskazuje na znaczenie nawodnienia w odchudzaniu. Jak się przekonać do picia wody?

Wiele osób ma z tym problem. Niektórym smak wody nie odpowiada inni zapominają o regularnym nawadnianiu, jeszcze inni są przyzwyczajeni do picia soków czy herbat. Moim zdaniem kluczem do sukcesu jest znalezienie odpowiedniej wody, która będzie nam smakować. To banał, ale jeśli woda nam nie „podchodzi”, nie będziemy po nią sięgać. Sama miałam z tym problem. Nie pomagały rady w stylu „dorzuć listek mięty” czy „wyciśnij odrobinę soku z cytryny”. Woda mi nie smakowała i już, zmuszałam się do jej picia aż do chwili, kiedy przeprowadzałam wywiad z dietetyczką. Już po nagraniu powiedziałam jej o swoim problemie. Poradziła, żeby kupić wody różnych firm, gazowane i nie i testować aż znajdę właściwą. I to był strzał w dziesiątkę. Od lat piję wodę lekko gazowaną (bo niegazowana zwyczajnie mi nie wchodzi) i udaje się osiągać codziennie pożądany poziom nawodnienia w postaci 2,5 litra dziennie!

Drugą część książki stanowią przepisy kulinarne. To Pani autorskie propozycje?

Tak, większość przepisów to moje autorskie kompozycje wypróbowane na przestrzeni lat. Pisząc książkę zależało mi, aby składniki, których używam do przyrządzania potraw, były sezonowe i dobrej jakości.

Wśród blisko 100 przepisów na sycące dania nie ma wymyślnych potraw, których przygotowanie zajmuje długie godziny.  To ważne w dzisiejszym zaganianym świecie. Założenie jest takie, że szybko kroimy, siekamy, wrzucamy do garnka lub na patelnię, doprawiamy i … rozkoszujemy się jedzeniem. Oczywiście można liczyć kalorie (bo przy każdym daniu są dokładne wyliczenia wartości energetycznej), ale nie trzeba koniecznie tego robić, bo prezentowane dania są bardzo fit! Są propozycje na każdą porę roku i dla tych, którzy preferują mięso i osób, które są wege. Nie zapominam też o słodyczach, są przepisy dla tych, którzy kochają cukier, ale w zdrowej postaci! Dla osób, które lubią wesprzeć się profesjonalnymi autorytetami, proponuję 20 specjalnych przepisów ułożonych przez dietetyczki.

Czytając wstęp, odniosłam wrażenie, że „Dieta najedzonych dziewczyn” jest efektem Pani doświadczeń z dietami?

Tak, przetestowałam wiele programów odchudzających i diet, a od ponad 15 lat piszę na temat zdrowego stylu życia i gubienia kilogramów, przeprowadzam wywiady z ekspertami, śledzę wszelkie newsy dotyczące zdrowego stylu życia. W tym czasie zgromadziłam ogromną wiedzę na temat mechanizmów odchudzania i odżywiania. Ukończyłam też studia podyplomowe Food studies. Zdecydowałam się napisać tę książkę, aby wspomóc czytelników w walce z kilogramami, bo sama dobrze wiem, że jest to dość trudne zadanie. Postanowiłam jednak, że skupię się na przyjemniejszych aspektach odchudzania, zadbam nie tylko o ciało, ale także dobre samopoczucie moich „dziewczyn”. To książka bardzo praktyczna, nie tylko do czytania i przeglądania, ale także testowania i eksperymentowania! Mam nadzieję, że czytelnicy skorzystają z zawartych w niej rad i odchudzanie stanie się dużo prostsze.

To najlepsza rekomendacja. Dziękuję za rozmowę.

Magda
dwacreo@dwacreo.pl