Wywiad z Joanną Kocik, autorką powieści kryminalnej „Basen”

Rozmawiam z  autorką powieści „Basen”, która ukaże się 29 stycznia tego roku nakładem Wydawnictwa Harde. Joanna Kocik  jest dziennikarką, redaktorką, wydawcą serwisów informacyjnych. Debiutowała w wieku 15 lat tomikiem poetyckim „Wypatruję samej siebie”. W jej literackim portfolio jest również tom wierszy ,,Kocie skórki”. W pisarskim duecie z Karoliną Deling wydała zbiór  „5 minut, czyli 23 opowiadania dla zabieganych”, zakwalifikowany do Nagrody Angelus 2019. Prowadzi podróżniczego bloga „Jedziemy do…”.

„Basen” to pierwsza powieść w Pani dorobku. Czy jest to kolejny krok na literackiej drodze, czy też odskocznia od mniejszych form?

Powieść „siedziała” we mnie już od dłuższego czasu. Dla mnie jest pewnym naturalnym krokiem po krótszych formach – wierszach, a potem opowiadaniach. Tak naprawdę pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że mam nie tylko pomysł na powieść, ale też wszelkie środki warsztatowe potrzebne do jej napisania. Brakowało mi tylko jednego – czasu. Ale któregoś dnia usiadłam i napisałam pierwsze zdanie. Myślę, że teraz chciałabym skupić się na dłuższej formie, ale nie chcę całkowicie rezygnować z poezji czy opowiadań. Nie chciałabym zamykać się tylko w jednym pudełku.

Czyta Pani kryminały? Ma Pani swoich ulubionych autorów?

Czytam, ale przyznam, że to nie jest mój ulubiony gatunek. Zresztą, nie jestem zwolenniczką ścisłego podziału gatunkowego książek. Lubię powieści z wątkiem tajemnicy, w stylu „Wielkich kłamstewek” Liane Moriarty, niekoniecznie muszą to być „rasowe” kryminały. Uwielbiam książki Donny Tartt, a z polskich autorów chyba najbliżej mi do wrażliwości Joanny Bator i Zygmunta Miłoszewskiego. Bardzo lubię też twórczość Jakuba Żulczyka, Szczepana Twardocha, uwielbiam reportaże… Mogłabym długo wymieniać.

Pani książka rozpoczyna się od zagadkowej śmierci, kończy  rozwiązaniem zagadki.  „Basen” to kryminał  czy też wątek kryminalny jest tu jedynie pretekstem?

Zdaję sobie sprawę, że nie jest to klasyczny kryminał. Bardziej zależało mi na opisaniu relacji i psychologii postaci niż na schemacie kryminału. Ale, tak jak powiedziałam, nie chcę zbyt sztywno podchodzić do kwestii gatunków literackich. Mamy tendencję do ich porządkowania, wręcz szufladkowania, wpasowania się w ramy. Mówiła o tym zresztą
w swoim wykładzie noblowskim Olga Tokarczuk – dziś umiejętność powielania schematu uważa się za bardzo wartościową. Ja niekoniecznie chcę iść tą drogą.

Znaleziona martwa  w tytułowym basenie Monika Kasperowicz była córką ambasadora,  lubiącą szokować gwiazdą Instagrama, a więc przebiegiem policyjnego śledztwa  żywo są zainteresowane media. Zna Pani ten świat?

Pracuję w mediach od ponad dziesięciu lat i obserwuję, jak bardzo Instagram zmienił podejście gwiazd do „tradycyjnych” mediów i na odwrót. Wszystko jest dziś publiczne. Dziś nawet informacja o czyjejś śmierci od razu trafia do mediów społecznościowych i w mgnieniu oka wszyscy mają do niej dostęp. Dlatego rywalizacja o to, kto będzie pierwszy z newsem, stała się wyjątkowo zażarta. Tragedie to bardzo klikalne tematy, a granice – jeśli jakiekolwiek istniały – dawno już zostały przekroczone.

Z drugiej strony, wielu z nas – w tym ja – jest w jakiś sposób uzależnionych od social mediów. Zdarzało mi się zaczynać dzień przeglądem Instagrama i… czasem spędzałam na tym scrollowaniu parę godzin. I niby wszyscy wiemy, że instagramowe życie jest polukrowane, wygładzone i nie do końca prawdziwe, ale dalej wierzymy w ten obrazek. W ludzi doskonałych.

Wśród przyjaciółek Moniki jest prawniczka, influencerka, właścicielka agencji PR… Inspirowały Panią osoby z własnego otoczenia?

Skłamałabym, gdybym zaprzeczyła. To dosyć naturalne. Większość postaci jest jakąś „wypadkową”, nosi w sobie cechy co najmniej kilku osób, nie jest kopią 1:1. Choć są i takie, które istnieją od początku do końca tylko w mojej głowie.

Większość bohaterów „Basenu” pożąda medialnej popularności. Za pozorami szczęścia ukrywa jednak niespełnienie, zagubienie, samotność.  Słodko-gorzka wydaje się ta rzeczywistość współczesnych  trzydziestolatków w Pani książce…

Bo taka jest. Wychowano nas w przeświadczeniu, że studia dadzą nam spełnienie i życiową stabilizację. Tymczasem wielu z nas pracuje latami na śmieciowych umowach, a o własnym mieszkaniu może co najwyżej pomarzyć. Większości z moich znajomych długo pomagali rodzice. Nie satysfakcjonuje nas ani praca w korporacji, ani „home office” na odległej wyspie. Stąd często zmieniamy pracę, wyjeżdżamy za granicę, by wrócić, wiążemy się i rozstajemy. Szukamy sposobu na życie. Proszę nie zrozumieć mnie źle – ja mogę powiedzieć, że mam wspaniałe życie, ale długo nie mogłam znaleźć swojego miejsca. A samotność – zwłaszcza w dużym mieście, jak Warszawa – potrafi być bardzo dotkliwa i to mimo obecności wielu osób wokół. O tym zresztą napisano już całe tomy.

Żyjemy w dwóch światach: realnym i wirtualnym, balansując na  granicy między prawdą a fikcją?

Myślę, że tej granicy dawno już nie ma. W realnym życiu chcemy być własnym zdjęciem

z Instagrama. Ja nauczyłam się jakiś czas temu odkładać telefon i wyłączać się, bo ciągłe szlifowanie lepszej wersji samego siebie i porównywanie się z innymi może wyrządzić dużą krzywdę. Sprawia, że ja czuję się od razu mniej szczęśliwa, mniej zadowolona z siebie. Nadal spędzam w Internecie dużo czasu, ale staram się też wyłączać, żyć, doświadczać, spotykać się z ludźmi, obcować z przyrodą, bez relacjonowania tego online.

Lubi Pani swoich bohaterów?

Czasem lubię, czasem im współczuję, czasem mnie denerwują. Bywa, że robią, co chcą. Mówią, co chcą, a ja tylko zapisuję ich słowa. To wcale nie jest żart – czasem pisarz pisze książkę, a czasem książka pisze pisarza. To są fajne momenty. Można sobie założyć, że bohater zrobi to czy tamto, tymczasem dzieje się zupełnie inaczej.

Wszystkie relacje przedstawione w książce, i te przyjacielskie, i te zawodowe są skomplikowane. Każdy tu chce coś ugrać…

Zależało mi, by pokazać złożoność relacji. W książce skupiają się one jak w soczewce, ale w realnym życiu często wiążą nas z kimś niejednoznaczne stosunki. To tak jak na firmowej imprezie: głównie się na niej plotkuje.

Dla mnie relacje są bardzo ważne. Determinują w dużym stopniu nasze życie. Staram się, by były dobre, bo ja ogólnie uwielbiam ludzi, uwielbiam rozmowy z nimi. Zdarzały się jednak także relacje „toksyczne”. No i bywa też, że nie ma się z kimś „przelotu”, a trzeba razem na przykład pracować. Albo się kogoś nie lubi, ale utrzymywanie znajomości z jakiegoś powodu się „opłaca”. To dla mnie fascynujący temat.

I każdy z bohaterów „Basenu” ma jakąś tajemnicę. Choćby mąż Moniki, hazardzista i bankrut Rémy, i jej najbliższa przyjaciółka Magda…

Nie chcę uogólniać, ale w zasadzie pewnie każdy z nas ma jakąś tajemnicę. Autor książki ma tę przewagę, że tajemnice swoich bohaterów zna.

Akcja meandruje i kiedy po raz kolejny wydaje się nam, że znamy nazwisko mordercy, zmienia kierunek aż do niespodziewanego zakończenia…

Chciałam podrzucić trochę fałszywych tropów. Ale nie uprzedzajmy, nie odbierajmy czytelnikom tej przyjemności.

Wodzi Pani czytelnika za nos. Jak rasowy autor kryminałów:)

Dziękuję, mam nadzieję, że czytelnicy się nie zawiodą 🙂

Rozpoczynając pracę nad książką, wiedziała Pani,  jak historia się potoczy? Czy może stery przejęli bohaterowie?

Miałam oczywiście szkielet historii, ale w trakcie pisania zdarzyło się kilka niespodzianek. Nie wiem, czy potrafię to wytłumaczyć, bo pisanie to czynność bardzo intymna, osobista, każdy autor doświadcza jej w inny sposób. W mojej głowie kilkakrotnie zrodziły się sceny, których pierwotnie miało nie być. I już z głowy – i z książki – nie chciały wyjść. Wiem, że teraz zabrzmi to banalnie, ale uwielbiam ten dreszczyk emocji – oddanie się trochę w ręce historii i bohaterów. Nie trzymam się kurczowo scenariusza czy konspektu. Zawsze idę trochę na żywioł.

Skąd pomysł na śmierć w basenie?

To był obraz, który przyszedł do mnie któregoś dnia i już ze mną został. Nie potrafię powiedzieć, skąd dokładnie się wziął. To są chwile, słowa, od których historia bierze początek. Pewien nadprzyrodzony pierwiastek. Taka mała tajemnica twórcy.

Zastanawiam się po prostu, czy tytułowy basen to tylko basen:), czy też należy nadać mu jakieś dodatkowe znaczenia.

Czasem najpierw jest tytuł, a potem cała reszta. W tym przypadku było odwrotnie – mogę zdradzić, że rozważałam kilka innych tytułów, wygrał ostatecznie  „Basen”.

Jest Pani zapowiadana jako nowa królowa współczesnej polskiej powieści. Tytuł onieśmiela, czy mobilizuje?

To już ocenią czytelnicy. Zostawiam wszystko w ich rękach.

Magda Kaczyńska

Fot. Maciej Stanik

Magda
dwacreo@dwacreo.pl