Katarzyna Kielecka

Tworząc fikcję, bazuję na rzeczywistości – mówi Katarzyna Kielecka

Pretekstem do rozmowy z Katarzyną Kielecką jest powieść „Zapach cytrusów”, która ukaże się 9 września nakładem Wydawnictwa Szara Godzina. Czytelnicy spotkają w niej bohaterów książki „Cytrusowy gaj”. Autorka debiutowała powieścią “Sedno życia” (2019). W tym samym roku miały premierę  “Pod tym samym niebem” i “Gieśki. Księga przygód”, książka przeznaczona dla młodych czytelników. Kilka miesięcy później ukazała się kontynuacja “Sedna życia” – “Piętno dzieciństwa” i kontynuacja “Pod tym samym niebem” – “Na tej samej ziemi”. Na początku 2021 roku do rąk czytelników trafiła dwutomowa powieść „Ślady”.

Pani bohaterowie nie mają szansy na spokojną codzienność. A nawet jeśli wydaje się, że wszelkie sztormy mają już za sobą, zaraz wszystko wali im się na głowę. Takie jest życie, czy tak jest ciekawiej?

Życie nie tyle takie jest, co takie bywa. Książka ukazuje tylko wycinek czyjejś historii. Każdy z nas, gdyby porządnie poszukał, znajdzie w swoim życiorysie dłuższe lub krótsze etapy, przełomy, które z powodzeniem nadawałyby się na bazę powieści. Czasem jest ich kilka, bo przecież nie zawsze wszystko idzie jak po maśle i nawet po pozornym happy endzie może się coś rozsypać. Pisarz ma ten komfort, że może sobie swobodnie zdecydować, który wycinek życia bohaterów nakreśli Czytelnikom, pozostawiając resztę w domyśle lub niedopowiedzeniu.

Dwutomowa powieść „Psim tropem” zaczyna się jak książka obyczajowa. Szczęście rodzinne Edyty i Jędrka Blińskich staje pod znakiem zapytania, kiedy bohaterka odkrywa, że mąż ją okłamuje. Chwilę potem zostajemy jednak wrzuceni w środek sensacyjnej historii… Miała Pani ochotę zabawić się z konwencją? 

Tak, wymyśliłam sobie eksperyment, by sprawdzić, czy potrafię odejść od powieści obyczajowej, nie porzucając jej jednak całkowicie. Myślę, że się udało, bo bawiłam się doskonale, a i Czytelnicy oceniają tę próbę przychylnie. Za kilka miesięcy ukaże się jeszcze jedna moja powieść, „Gra w zielone”, będąca mieszanką gatunkową. Tym razem do powieści obyczajowej wplotłam kryminał. Mam nadzieję, że także przypadnie Czytelnikom do gustu. Mimo to zasadniczym kierunkiem mojej twórczości pozostaje nadal powieść obyczajowa.

Ale wątek sensacyjny to też pretekst, by pokazać postawy i motywacje bohaterów. U źródeł dramatu stoi ich niezaleczona przeszłość?

Często tak bywa, ale nie zrzucajmy na nią całej odpowiedzialności. Trudna przeszłość nie może tłumaczyć czynionego obecnie zła i zdejmować z człowieka odpowiedzialności za jego czyny. Ukazuję trudne przejścia bohaterów nie po to, by ich wybielić, lecz po to, by ich motywacje były zrozumiałe.

Akson, Błażej i Justyna krzywdzą, bo czują się skrzywdzeni?

Czują się skrzywdzeni, zagrożeni i żyją w ciągłym strachu. Atak jest nie tylko formą obrony, ale też sposobem zakomunikowania światu: cierpię, doświadczam zła, nie radzę sobie. Zemsta natomiast, to dość prosty cel, jaki można sobie wyznaczyć w życiu, jeśli człowiek nie jest w stanie lub nie potrafi się odważyć na to, by poszukać innego.

Także Edyta ma za sobą trudne dzieciństwo. Poznajemy ją przecież w „Sednie życia” jako zakompleksioną, zamkniętą osobę.  Splot wydarzeń wyrzuca ją z pełnej beznadziei, ale bezpiecznej strefy…

Owszem, ale mogła nie poddać się temu splotowi i z uporem tkwić w swojej wygodnej klatce. Niczego nie musiała, wyjście ze strefy komfortu było jej własną decyzją. Nie stanęła w sytuacji bez wyjścia, nie miała noża na gardle. Stąpała po omacku, błądziła, ale próbowała. Może dlatego budzi w Czytelnikach tyle emocji i jej historia spotyka się z taką przychylnością w recenzjach. Stare dzieje wciąż się za nią ciągną, co jakiś czas dochodzą do głosu i próbują przejąć nad nią kontrolę. Edyta nie zawsze postępuje rozsądnie, ale w mojej ocenie w kolejnych powieściach z tego cyklu doskonale radzi sobie ze swoimi demonami.

Bohater „Piętna dzieciństwa”, brat-bliźniak Edyty – Wojtek, mimo rodziny, pokaźnego konta w banku, zawodowego sukcesu, nie może wyrwać się z zaklętego kręgu cierpienia, którym naznaczone było jego dzieciństwo. I nagle…

Wojtek, inaczej niż jego siostra, popełnił w życiu wielki błąd i jest tego w pełni świadomy. Dlatego, gdy dostaje szansę na naprawienie go, angażuje się na całego. Edytę motywują zdarzenia i ludzie, którzy ją otaczają. Jej brat znajduje tę motywację w sobie, choć musi się zmagać z przeszkodami zarówno zewnętrznymi jak wewnętrznymi. Jego sytuacja jest trudniejsza, podobnie jak miało to miejsce w ich dzieciństwie.

Wątek wpływu nieszczęśliwego dzieciństwa, w skrajnych przypadkach przemocy, na dorosłe życie pojawia się w wielu Pani książkach. Ma to związek z Pani wykształceniem i tym samym doświadczeniem?

Studia pedagogiczne zwróciły moją uwagę na problematykę i konsekwencje trudnego dzieciństwa, dały mi konkretną wiedzę, a jednocześnie w jakiś sposób wypracowały we mnie czujność, ustawiły radar, który sprawia, że wciąż się ocieram w codziennym życiu o takie historie i ciężko mi pozostać wobec nich obojętną. Jednocześnie moje własne przeżycia, przede wszystkim śmierć mojej Mamy, gdy byłam dzieckiem, sprawiają, że do moich dziecięcych bohaterów podchodzę bardzo emocjonalnie. Staram się ich rozumieć, czuć i myśleć tak jak oni, zwyczajnie się z nimi zaprzyjaźnić.

A są ludzie, którzy wynieśli z rodzinnych domów  narzędzia, by żyć szczęśliwie i przynosić szczęście innym niezależnie od okoliczności? 

Są. Osobiście znam kilka takich osób. Nie chodzi o to, że ich życie płynie jak w bajce, bo trudne chwile nie omijają nikogo, ale są ludzie zwyczajnie pozytywni, z wrodzonym nastawieniem na myśl, że nawet jeśli jest źle, za chwilę będzie lepiej. W jakimś stopniu to kwestia genów, osobowości, ale z pewnością kochający bezpieczny dom w czasie dorastania może utrwalić w człowieku predyspozycje do takiej życiowej postawy.

Żyjemy  „Pod tym samym niebem” i „Na tej samej ziemi”. Wszyscy chcemy czuć, że nasze istnienie ma znaczenie – dla czegoś lub dla kogoś?

Człowiek z zasady nosi w sobie potrzebę przynależności. Niby nie powinniśmy przeglądać się w oczach innych i oceniać się przez pryzmat tego, jak inni nas widzą, ale jednak potrzebujemy celu, sensu, jeśli nawet nie konkretnych ludzi, to chociaż jakieś idei, która nas prowadzi. Ciężko żyć w kompletnym oderwaniu od świata. Są tacy, którzy to potrafią, ale stanowią rzadkość.

Lilka trwa  w związku z mężczyzną, na którym nie może polegać. Pewnie wiele kobiet odnajdzie skrawek siebie w jej sytuacji?

Po ukazaniu się „Pod tym samym niebem” dostałam sporo wiadomości od Czytelniczek, które pisały, że doskonale rozumieją motywacje Lilki i jej uczucia. Zresztą myślę, że to nie dotyczy tylko kobiet. Mężczyznom także zdarza się wikłać w takie relacje i nieźle oberwać przez to od życia. Miłość to temat, który pozornie został przewałkowany w literaturze już na wszystkie strony, a jednak ciągle budzi emocje i przykuwa uwagę. Myślę, że to dobrze. To znaczy, że chociaż świat się zmienia, pozostajemy wrażliwi, wciąż potrzebujemy emocji i sentymentów.

Może natomiast polegać na przyjaciółce, choć są tak różne. Dla Lilki najważniejsza jest córka Nela. Dla Kingi – niezależność.  Piękna kobieca przyjaźń…

Prawda? Pomijając wszystko, Kinga i Lila potrafią pięknie się różnić między sobą, a jednocześnie wspierać, szanować i akceptować, nawet jeśli nie są w stanie się zrozumieć. Jedna drugiej nie waha się wygarnąć, potrząsnąć, nakrzyczeć, a potem pomaga wstać i ramię w ramię idą dalej. Edyta z „Sedna życia” czy Ada z „Cytrusowego gaju” mogą im w tym względzie tylko pozazdrościć.

Magii obu książkom dodają rodzinne tajemnice.  W „Pod tym samym niebem” nieznana cioteczna przekazuje Lilce w spadku dom… W „Na tej samej ziemi” Lilka pozna wojenne losy dziadka. Jesteśmy częścią wielkiej rodzinnej układanki?

Zdecydowanie. Rodzinne historie to zawsze kuferek pełen tajemnic, zaskoczeń. Trzeba sięgać do nich, póki się da, bo często pozwalają zrozumieć okoliczności, w jakich sami przyszliśmy na świat lub dorastaliśmy. Nie każdy ma to szczęście, że dostaje przeszłość na tacy, tak jak Lilka. Warto pytać, znaleźć na to czas. Starsi ludzie często sami z siebie snują opowieści i wystarczy ich po prostu słuchać. Osobiście nie znałam żadnej ze swoich babć, a obaj dziadkowie zmarli, gdy byłam maleńka. Moja prababcia dzieliła się ze mną pojedynczymi, urwanymi wspomnieniami, których jako dziecko nie potrafiłam zrozumieć ani poukładać sobie w głowie. Część z nich pamiętam do dziś i żałuję, że nie mogę zapytać o nic więcej, bo mogłaby z tego powstać świetna książka.

Uwagę w Pani powieściach zwracają dzieci. I Grzegorz z „Psim tropem” i  Nela z ”Na tej samej ziemi” rozumieją więcej niż wskazuje na to metryka. Nela jest też wyjątkowa z innego powodu…

Dzieci generalnie rozumieją więcej niż nam się wydaje. Co nie znaczy, że rozumieją tak samo, jak my. Ich interpretacja rzeczywistości potrafi zaskakiwać. Mam szczęście do dynamicznych, śmiałych i gadatliwych dzieci w swoim otoczeniu. Wystarczy ich uważnie słuchać, by sobie uświadomić, że mają wyrobione poglądy, po swojemu tłumaczą sobie to, czego starsi nie raczą im wyjaśnić i na żaden temat nie pozostają ślepe ani głuche. Dzieci nie są uproszczoną wersją dorosłych. Ich sposób myślenia bywa niezwykle skomplikowany, szczególnie że często nie ograniczają ich jeszcze schematy, które z wiekiem wdrukowują nam się w pamięć i tłumią kreatywność.

Są też chory terminalnie Maciek i Tymek obserwujący rozpad małżeństwa rodziców w „Zapachu cytrusów”, powieści, która ukaże się 9 września. Funduje  Pani silne emocje…

Funduję je także sobie. Wchodzi mi w głowę jakiś wątek, a potem przeżywam, nieustannie rozważam, jak go rozgryźć i jak rozwiązać problem, by jakoś tego bohatera uchronić od złego losu, szczególnie gdy jest dzieckiem. Czasem się to udaje, innym razem nie do końca, ale emocje Czytelników są w pewnym stopniu odbiciem tego, czego ja doświadczam podczas pisania. Maciek długo spędzał mi sen z powiek. Z Tymkiem też nie było lekko, na szczęście w jego sprawie pomógł mi jeden z dziecięcych bohaterów z innej mojej powieści.

Bohaterowie tej książki, znani z „Cytrusowego  gaju”, znajdują się  w punkcie zwrotnym. Niektórzy, jak Bartek czy Stefan, w miejscu  o którym marzyli miesiącami czy latami.  I wszystko idzie zgodnie z planem?

W życiu rzadko wszystko idzie zgodnie z planem. Obaj panowie są w sytuacji trudnej, nietypowej i muszą się w niej odnaleźć. Popełniają przy tym błędy, ale trudno osądzać ich surowo. Chyba nikt na ich miejscu nie wiedziałby z góry, jak należy postąpić i które rozwiązanie okaże się najwłaściwsze. Muszą próbować, starać się i mieć nadzieję, że ich wysiłek ma sens. Do czego ich to doprowadzi, będzie można przeczytać w książce.

Ma Pani niezwykły dar autentyczności. Skąd pochodzą Pani bohaterowie – z wyobraźni,  a może ich pierwowzory spacerują gdzieś sobie po ulicach Łodzi?

W większości bohaterowie są wytworem mojej wyobraźni, ale często przypisuję im pojedyncze cechy podpatrzone u znajomych osób. Na przykład Nela często sięga po dziwne zwroty i przekręca wyrazy na wzór córki mojej koleżanki z pracy, Jędrek i Ania zdobyli wykształcenie muzyczne, podobnie jak moje dzieci, zaś Kufa łączy w sobie zachowania trzech bokserek, które towarzyszyły mi od dzieciństwa. Podobnie jest z miejscami akcji. Często podczas opisów mam przed oczami inne, które istnieje w rzeczywistości. Na przykład rodzinny dom Justyny w „Śladach” w odzwierciedla posiadłość, którą moja ciotka odziedziczyła po przodkach. Jeździłam tam jako dziecko i z premedytacją wykorzystałam swoje wspomnienia, choć zmieniłam lokalizację. Mogłabym przytoczyć mnóstwo takich przykładów. Tworząc fikcję, bazuję na rzeczywistości.

Podziwiam u Pani umiejętność zachowywania równowagi. Ciężar i lekkość. Refleksja i cięty dowcip. Jaka jest autorka „Zapachu cytrusów”?

Właśnie taka, jak moje książki. Kilka razy już mi się zdarzyło, że ktoś po lekturze mojej powieści skomentował: „No, cała Kaśka!” Lubię emocje, nie stronię od trudnych tematów, spraw, wyzwań, ale nie umiałabym żyć bez odrobiny sarkazmu, kpiny, słownych żartów. Uwielbiam się śmiać i wierzę w to, że śmiech jest najprostszym i najłatwiej dostępnym suplementem. Nie wyleczy nas z wszystkich bolączek, ale dodaje sił i potrafi przynieść choćby chwilową ulgę.

A jak narodziły się „Gieśki. Księga przygód”?

„Gieśki” są spośród moich książek najsilniej osadzone w realnym świecie. Powstawały stopniowo, opowiadanie po opowiadaniu, na wniosek mojego syna i jego dwóch kumpli: Cześka i Miśka. Opisane wydarzenia w większości miały miejsce, choć oczywiście różnią się w detalach. Na przykład pierwsza przygoda opiera się na wycieczce klasowej do Gołuchowa, która faktycznie się odbyła, choć nie doszło na niej do opisanego w książce porwania. Z drugiej strony, gdyby doszło, prawdopodobnym jest, że chłopcy zachowaliby się dokładnie tak, jak to wymyśliłam. Niemal wszystkie postacie w „Gieśkach” są prawdziwe i do dziś nie wiem, jak to możliwe, że żaden nauczyciel z podstawówki mojego syna się na mnie o to nie pogniewał. Pomijając wszystko, ta książka już na zawsze zostanie dla Krzyśka, Cześka i Miśka wyjątkową pamiątką z dzieciństwa. Bardzo się cieszę, że przy okazji funduje dzieciom, które po nią sięgną, kilka godzin dobrej zabawy.

I na koniec – pisze Pani kolejną powieść. Zdradzi Pani rąbek fabuły?

Tę powieść rozpoczynają dwa końce świata, które dzieli ponad osiemdziesiąt lat. Jeden spadł znienacka na trzydziestosześcioletnią Matyldę, pracownicę łódzkiej korporacji, gdy w noworoczny poranek przyłapała męża na nietypowej, choć niewątpliwej zdradzie. Drugi, bez porównania bardziej dramatyczny, nieodwracalnie odmienił życie sześcioletniego Lolka, wraz z bombardowaniem Wielunia 1 września 1939 roku. Kobieta staje przed trudnym wyborem, czy ulec naciskom rodziny i wybaczyć mężowi. Chłopiec ogląda wojnę oczami gwałtownie dorastającego dziecka i wraz z najbliższymi podejmuje walkę o przetrwanie. Oba światy splotą się w całość za pomocą trzeciej bohaterki, handlującej rękodziełem w jednym z podziemnych przejść na łódzkim blokowisku. Mam nadzieję, że ta historia spodoba się Czytelnikom, przed nią jednak światło dzienne ujrzy „Gra w zielone” – wspominana przeze mnie mieszanka powieści obyczajowej i kryminału.

Dziękuję za rozmowę

Magda Kaczyńska

Magda
dwacreo@dwacreo.pl