Basajew

Basajew – syn diabła, wojownik boga

Dla niektórych był symbolem walki o wolność i patriotą podziwianym za męstwo, nieustępliwość i zuchwałość. Dla innych, tych jest więcej, czystym wcieleniem zła, okrutnym fanatykiem i jednym z najgroźniejszych terrorystów w historii. On o sobie mówił: „Jeśli chcą widzieć we mnie terrorystę, bicz boży, nocny koszmar, będę nim z największą przyjemnością.”.

Gdy nazywano go Szamil na cześć sławnego przywódcy antyrosyjskiego powstania, nikt nie przypuszczał, że dorówna w sławie swojemu imiennikowi. Nic też nie zapowiadało, że młody Czeczen Basajew służący w straży pożarnej Armii Czerwonej wyrośnie na jej największą marę. Kilkanaście lat później cały świat powtarzał jego imię, obserwując stosy dziecięcych zwłok, które piętrzyły się przed biesłańską szkołą.

Szamil Basajew urodził się w małej wiosce na czeczeńsko-dagestańskiej granicy w 1965 roku, jako członek jednego z pośledniejszych kaukaskich klanów. W kraju, w którym więzy krwi i nazwisko rodowe regulują całe życie i określają szanse na sukces, nie wróżyło to dobrze. W młodości nie wyróżniał się niczym na tle rówieśników. Podobnie było w szkole i później w wojsku, gdzie zamiast do jednostki liniowej trafił do oddziału strażackiego na lotnisku. Tylko ojciec Szamila, gdy ten wypasał owce albo jeździł do Rosji remontować za grosze domy mówił, że jest stworzony do czegoś lepszego. Wysłał więc syna do Moskwy. Tutaj młody Szamil miał ukończyć studia, zostać policjantem i walczyć z przestępcami. Sam Szamil, zasłuchany w opowieści o nieustraszonych kaukaskich Dzingisach, marzył o sławie, bogactwie i znaczeniu. Próbował trzykrotnie dostać się na xxx, w końcu rozpoczął studia na jednej z moskiewskich technicznych uczelni. Jakże inaczej mogłaby potoczyć się jego historia, gdyby przykładał się do nauki. Jednak kiedy wyrzucono go za lekceważenie zajęć, nie rozpaczał długo – nauka zawsze go nużyła, a Moskwa pełna była możliwości, wina i kobiet.

Czasy agonii wielkiego imperium sowieckiego sprzyjały ludziom śmiałym, a Szamil uważał się za takiego. Szukając celu i miejsca w życiu, co rusz chwytał się nowych zajęć: od handlu używanymi komputerami po wspieranie czeczeńskiej mafii w jej wojnach o strefy wpływów. Ani krwawe porachunki w moskiewskich zaułkach, ani zarabiane pieniądze nie mogły zaspokoić jego głodu. Chciał być bohaterem. Nie ważne czy dobrym, czy złym. Chciał, by ludzie znali jego imię, podziwiali go albo bali się. Mówiono, że zawsze najbardziej lękał się zapomnienia, które dla niego równało się nieistnieniu.

W 1991 roku dołączył do obrońców rosyjskiej Dumy w czasie nieudanego przewrotu przeciw legalnym władzom. Tam też po raz pierwszy skosztował najsilniejszego narkotyku. Władzy. Jeszcze tego samego roku wrócił do ogarniętej gorączką wolności Czeczeni, zaciągając się do powstających ochotniczych oddziałów. Gdy Czeczenia jednostronnie ogłosiła niepodległość, Borys Jelcyn wprowadził stan wyjątkowy i wysłał wojsko, by rozprawiło się z zbuntowaną republiką. Szamil Basajew, wraz z towarzyszami broni, porwał do Turcji rosyjski samolot pasażerski, żądając uznania niepodległości Czeczeni. Choć tego ostatniego nie udało się osiągnąć, wynegocjował bezpieczny powrót swoich bojowników do ojczyzny i zyskał tak pożądaną sławę wśród rodaków. Pierwszy raz świat usłyszał nazwisko Basajewa. Nikt mu nie kazał porywać samolotu. Nikogo nie pytał nawet o radę i zgodę. Zawsze robił, co chciał i uważał za słuszne. I tak pozostało do końca.

Wkrótce targana kryzysem Rosja wycofała się z Czeczeni. Świętując sukces, ścigany międzynarodowym listem gończym wybrał się na wycieczkę… do Moskwy. Chełpił się później, że nikt nie śmiał go zatrzymać. „A dawniej byle posterunkowy na widok mojej kaukaskiej gęby zaraz kazał pokazywać papiery i opróżniać kieszenie”. – mówił. Nie poniósł żadnych konsekwencji za swoje czyny. Wręcz przeciwnie. W ojczyźnie powitano go jako bohatera, a nowy prezydent Dudajew w nagrodę powierzył mu dowództwo nad jednym z najlepszych pułków w powstającej armii. W końcu miał to, o czym zawsze marzył: sławę, władzę i pieniądze. Ale wciąż za mało, wciąż było mu mało. W następnych latach zaciągał się na kolejne wojny nie z powodów politycznych, ale raczej z chłopięcej chęci przygód, sławy i łupów. W 1992 roku dowodził czeczeńskim ochotnikami w Abchazji, walcząc ramię w ramię z rosyjskimi oddziałami przeciw Gruzinom. Potem brał także udział w konflikcie w Azerbejdżanie i szkolił się w Afganistanie i… w Rosji.

Nierozstrzygnięty status Czeczeni nie mógł trwać wiecznie. W 1994 roku przechodząca wewnętrzne problemy Rosja potrzebowała „małej zwycięskiej wojenki”. Wkrótce czołgi z czerwoną gwiazdą przekroczyły granicę i oblężyły Grozny. Czeczeńskie pospolite ruszenie przeszło głównie do walki partyzanckiej. Szamil Basajew został jednym z najważniejszych dowódców górali. Nie wyróżnił się niczym szczególnym. Mówiono, że wojna go przerosła, że bał się, wahał, popełniał błędy. Pod rodzinną wioską zdołał nawet stracić cały swój oddział. Jego sława blakła.

Wszystko zmienił atak na Budionnowsk w 1995 roku. Jakież musiało być zdziwienie mieszkańców miasta oddalonego o 300 kilometrów od granicy Czeczeni, gdy ujrzeli brodatych wojowników wyskakujących z ciężarówek. Zdziwienie zamieniło się w panikę, kiedy bojownicy zaczęli strzelać do wszystkiego, co się rusza. Około 100 partyzantów rozpoczęło regularną rzeź, po czym zabarykadowało się w szpitalu, biorąc ponad 1600 zakładników. Żądali jednego: przerwania wojny. Po kilku nieudanych szturmach, w których zginęło ponad 100 cywilów, rosyjski rząd ugiął się i zarządził chwilowy rozejm.

„Kiedy z zakładnikami i wojownikami Basajewa jechaliśmy autobusami z Budionnowska, na wszystkich drogach Kaukazu – również w Dagestanie, nie mówiąc już o Czeczenii – entuzjastycznie witały nas tłumy. Basajewa, który wziął dwa tysiące bezbronnych zakładników, zabił wielu cywilów na ulicach miasta i rozstrzelał siedmiu jeńców w szpitalu… tego Basajewa witano jak bohatera narodowego”. – mówi jeden z obecnych dziennikarzy. Jego sławę ugruntował błyskawiczny atak zakończony odbiciem stolicy Czeczeni, Groznego. Nie widząc szans na szybkie zakończenie konfliktu, Rosja wycofała wojska i podpisała porozumienie, przekładając wyjaśnienie kwestii niepodległości o kolejne pięć lat.

Powojenna Czeczenia zamieniała się w dzikie pola, krainę anarchii rozrywaną przez konkurujących komendantów wojennych, mafie i klany. Szamil Basajew w 1997 roku kandydował na prezydenta, ale ku swojemu wielkiemu zdziwieniu znacząco przegrał. Rodakom kojarzył się z wojną, a oni marzyli już tylko o pokoju. Rok później próbując zażegnać nasilające się wewnętrzne konflikty, nowy prezydent Maschadow mianował go na początku wicepremierem, a potem premierem. Rozczarowany polityką i swoimi byłymi towarzyszami broni jeszcze w tym samym roku zrezygnował, wycofał się z polityki i ostentacyjnie wrócił do rodzinnej wioski.

W ciągu kilku lat pokoju Basajew zbliżył się do walczących w pierwszej wojnie mudżahedinów, którzy traktowani do tej pory podejrzliwie jako napływowi wojownicy świętej wojny, zdobywali coraz większe wpływy w Czeczeni. Stał się człowiekiem pobożnym, głosząc, że tylko Koran i prawo boże może uratować skłóconych górali. Zmienił nawet imię na Abdullah Szamil Abu Idris, gdy radykalni muzułmanie okrzyknęli go emirem całego Kaukazu. Z dala od pierwszych stron gazet zdołał wytrzymać do 1999 roku, kiedy to podjudzany przez swoich nowych braci i prawdopodobnie również przez agentów FSB najechał sąsiadujący Dagestan, by rozprzestrzenić dżihad po całym muzułmańskim terytorium Rosji. Nieudana wyprawa stała się idealnym pretekstem dla Putina do rozpoczęcia kolejnej wojny. Tego rodacy nigdy mu nie wybaczyli.

Druga wojna czeczeńska, która wybuchła jeszcze tego samego roku miała zupełnie inny charakter niż pierwsza. Wojska rosyjskie tym razem nie popełniały błędów, skutecznie niszcząc kolejne ogniska oporu. Basajew na samym początku wojny stracił nogę, prowadząc swój oddział przez pole minowe w czasie odwrotu z oblężonej stolicy. Stał się najważniejszą postacią ruchu oporu słabnącego z roku na rok pod naporem Rosjan. Nie mogąc prowadzić dużych klasycznych operacji zaczepnych skoncentrował się na zadawaniu ciosów wrogowi na inne sposoby. Był autorem kilkudziesięciu krwawych zamachów, w tym wysadzenia prokremlowskiego prezydenta Kadyrowa w czasie parady zwycięstwa w Groznym, zniszczenia siedziby rosyjskich władz w stolicy kraju, wysadzaniu samolotów czy ataków bombowych w różnych częściach Moskwy. Wziął też odpowiedzialność za wzięcie zakładników w moskiewskim teatrze na Dubrowce w 2002 roku i szkole w Biesłanie dwa lata później. W obu przypadkach partyzanci żądali jednego: wolnej Czeczeni. W obu przypadkach skończyło się na szturmie sił specjalnych i rzezi kilkuset niewinnych cywilów, w większości z powodu niekompetencji rosyjskich żołnierzy.

Szamil Basajew w 2006 roku doczekał się stanowiska wiceprezydenta Czeczeni i formalnego dowódcy frontu kaukaskiego, organizacji zrzeszającej wszystkie antyrosyjskie ugrupowania zbrojne na terenie Federacji Rosyjskiej. Zginął w niejasnych okolicznościach w tym samym roku w eksplozji ciężarówki wypełnionej materiałami wybuchowymi. Choć służby specjalne Federacji Rosyjskiej twierdzą, że są za to odpowiedzialne, bardziej prawdopodobny wydaje się przypadkowy wybuch w czasie transportu.

Szamil Basajew umarł tak, jak żył. Wojciech Jagielski opisuje go słowami: „Basajew to był żywioł i chaos, straceńcza odwaga, pragnienie, by żyć po swojemu i mieć, co się zapragnie, do niczego się nie naginać, w niczym nie ustępować. Choćby za wszelką cenę”. Żył 41 lat, z czego 20 spędził na wojnie.

Mateusz Kaczyński

 

Magda
dwacreo@dwacreo.pl