Katarzyna Bosacka jest dziennikarką prasową i telewizyjną. Od kilku lat prowadzi kultowy program „Wiem co jem i wiem co kupuję” w stacji TVN Style. Jest miłośniczką zdrowego, polskiego gotowania. Właśnie ukazała się jej kolejna książka ''Bosacka po polsku. Nowoczesne przepisy kuchni polskiej".

Nie zjem niczego, co nie przypomina prawdziwego jedzenia – rozmowa z Kasią Bosacką

Katarzyna Bosacka jest dziennikarką prasową i telewizyjną. Od kilku lat prowadzi kultowy program „Wiem co jem i wiem co kupuję” w stacji TVN Style. Jest miłośniczką zdrowego, polskiego gotowania. Właśnie ukazała się jej kolejna książka ”Bosacka po polsku. Nowoczesne przepisy kuchni polskiej”. Z tej okazji udzieliła wywiadu matras.pl. Jej najnowszą książkę – z autografem – będzie można wygrać w świątecznym konkursie na matras.pl

Smaki i zapachy kuchni rodzinnej towarzyszą nam przez całe życie, budząc wspomnienia dzieciństwa. Trudno się od tej tradycji oderwać, nawet jeśli była to kuchnia, która nie służy naszemu zdrowiu. Jak to jest w Pani przypadku?

W moim domu zawsze coś bulgotało, pachniało, kusiło. Mój tata świetnie gotował, mama też. Tata był specjalistą od zup i mięs, mama piekła świetny pasztet i ciasta. Nawet w czasach najgłębszego, najsmutniejszego kulinarnie PRL-u niczego nam nie brakowało. Tata jechał do rodziny na wieś, przywoził pół świni z przemytu, bo za to można było pójść siedzieć, a potem z mamą robili w naszym małym mieszkaniu na 15 piętrze na warszawskiej Woli – kiełbasy, szynki, salcesony i kaszanki. Nauczyłam się gotować, gdy miałam 13 lat. Tata lubił dobrze zjeść, ale jadło się wtedy tłusto: te wszystkie okrasy z boczku, skwarki, śmietany i zasmażki były zabójcze dla zdrowia także mojego taty. Dziś czasy na szczęście się zmieniły. Gotujemy inaczej, jesteśmy bardziej świadomi, co kładziemy na talerzu, a przede wszystkim mamy dużo większy wybór produktów w sklepach, choćby warzyw czy owoców.

Kuchnia polska była niegdyś wykwintna, różnorodna i bogata. Wojna i czasy powojenne zubożyły ją o wiele produktów i dań. Zauroczeni kuchnią całego świata, zaczęliśmy ją traktować z lekceważeniem. Czy książką „Bosacka po polsku. Nowoczesne przepisy kuchni polskiej” chce Pani przypomnieć, jak nasza rodzima kuchnia jest smaczna?

Dzięki reformie pana profesora Balcerowicza, która była na początku bolesna, ale przyniosła ogromne korzyści dla naszego kraju, zachłysnęliśmy się w latach 90. światem. Nareszcie mogliśmy jechać na wakacje do Prowansji, tu nad Wisłą zjeść kawałek włoskiego sera, popijać sok pomarańczowy z Hiszpanii z kolorowego kartonu. To był smak zachodu, tego za czym tęskniliśmy przez wiele ciermnych lat PRL-u. Gdy wyszłam za mąż pod koniec lat 90. sama gotowałam mojej rodzinie potrawy francuskie, włoskie, chińskie. Kuchnia francuska choć trudna wydawała mi się niebywale smaczna, zaskakująca, bo oparata na wielu produktach regionalnych. Dziś czasy się zmieniły, zaczynamy wierzyć w siebie. Mamy coraz lepsze produkty w naszych sklepach, coraz lepsze restauracje, wracamy do korzeni. I bardzo dobrze, bo kuchnia polska jest niezwykle różnorodna, sezonowa i smaczna. Takich zup jak w Polsce nie ma nigdzie na świecie. Takich ciast i deserów ze świeca szukać u naszych sąsiadów. Nasze tradycje wielkanocne a zwłaszcza bożonarodzeniowe to unikat w skali światowej. Dziś kuchnia polska jest odbiciem całej naszej kultury, zmienia się tak samo dynamicznie jak i nasz kraj, który naprawdę nie jest w ruinie, nie dajmy sobie tego wmówić ! Polskie jedzenie swobodnie wywtrzymuje konkurencję największych kuchni europejskich. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić, wręcz przeciwnie powinniśmy być z naszej kuchni dumni.

Na czym polega wspomniana w tytule nowoczesność?

Polacy to naród, który bardzo ciężko pracuje przez ostatnie 27 lat. Ciągle jesteśmy na dorobku, ale mam wrażenie, że ostatnio łapiemy oddech i zaczynamy zwracać uwagę na to, jak ważny jest balans pomiędzy pracą i odpoczynkiem, jak ważny jest bilans w pracy, ale i sobotnia kolacja ugotowana dla przyjaciół. Lubimy biesiadować, jeść, przyjmować gości, ale nie chcemy już jeść tłusto i ciężko. Nowoczesna kuchnia polska to smaki dobrze nam znane – śledź, schabowy, sernik, w nowym lżejszym i bardziej finezyjnym, restauracyjnym poniekąd wydaniu. Z tym że wszystkie potrawy z książki „Bosacka po polsku” można przygotować w domu mając do dyspozycji sprzęt kuchenny podstawowy – nóż, deskę do krojenia, garnek, blender. Bez ciekłego azotu, maszyny do powolnego gotowania sou vide czy strzelającego cukru.

Czy książka zawiera przepisy na nasze czasy, kiedy tak rzadko udaje się nam celebrować gotowanie?

Wiele przepisów jest bardzo prostych, wręcz banalnych, ale owszem zdarzają się i trudniejsze, bo to nie jest – mam wrażenie – zwyczajna książka kucharska. Ja mam do tych przepisów stosunek osobisty. Każdy pooprzedzony jest wspomnieniem i anegdotą, bo wszystkie te potrawy podawaliśmy z moim mężęm znakomitym gościom. Najpierw podczas naszego trzyletniego pobytu w Stanach Zjednoczonych, gdzie nasz dom funkcjonował po trosze jak polska restauracja, a potem w Ottawie, gdzie mój mąż był trzy lata ambasadorem RP w Kanadzie. Pamiętam wzruszenie pana profesora Zbigniewa Brzezińskiego, gdy jadł u nas chłodnik litewski, pamiętam zaskoczenie wieloletniego premiera Kanady Stephena Harpera, gdy zobaczył na talerzu kolorowe pierogi – przyznał, że choć wielokrotnie je jadł podczas spotkań z diasporą ukraińską, nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogą być tak finezyjne i lekkie.

Ważny jest nie tylko smak potraw, ale i ich uroda oraz uroda podania oraz – może przede wszystkim – poczucie wspólnoty, które rodzi wspólne jedzenie. Zgadza się Pani z tym?

Zawsze powtarzam, jeśli na stole postawimy chipsy i paluszki, goście wyjdą po godzinie. Jeśli przygotujemy domowe jedzenie z sercem – nawet najprostsze i najskromniejsze – z pewnością zostaną dłużej. Bo w jedzeniu jest troska, miłość, przyjaźń. Gotowanie dla kogoś to forma wyrażania uczuć, nawet jeśli będzie to najprostsza sałatka. Jeśli ktoś ugości nas krakersami, wiadomo że traktuje nas niepoważnie i lekceważąco.

Kiedy zainteresowała się Pani zdrowym odżywianiem i zdrowym stylem życia?

Jedzeniem interesowałam się od kiedy pamiętam. Mam to szczęście, że moja pasja jest moją pracą. Strasznie lubię jeść, gotować, próbować nowych smaków, połączeń. świadomość przyszła znacznie później, kiedy już jako dziennikarka zaczęłam się zajmować tą tematyką. Zwłaszcza z perspektywy emigracyjnej. Mieszkając pod Waszyngtonem, przekonywaliśmy Amerykanów, jak pyszne jedzenie jest w Polsce, po czym wracaliśmy na wakacje do kraju i okazywało się, że chleb się kruszy, parówki śmierdzą, a szynka puszcza w lodówce wodę i jest niejadalna. Zaczęłam zgłębiać temat i tak powstała książka „Czy wiesz, co jesz. Poradnik konsumenta”, a potem kultowy już dzisiaj program „Wiem, co jem”.

Jest Pani konsekwentna wobec siebie i najbliższych? To chyb szczególnie trudne w przypadku dzieci, które obserwują, co jedzą rówieśnicy, oglądają reklamy?

Nie zjem niczego, co nie przypomina prawdziwego jedzenia, bardzo dużo piekę i gotuję. W naszym domu jemy coraz mniej mięsa i cukru, coraz więcej ryb i kasz. Z drugiej strony mamy czwórkę dzieci, a przecież słodycze to także element dzieciństwa. W zasadzie słodyczy nie kupujemy i nie jemy ich w tygodniu, ale w weekend dzieci mają przyzwolenie na desery. Są już w takim wieku, że najczęściej przygotowują je same. Nie robimy też scen, gdy od czasu do czasu wypiją napój gazowany czy zjedzą chipsy. Żaden fundamentalizm, także żywieniowy nie jest dobry dla zdrowia psychicznego.

Poradnik „Czy wiesz, co jesz?” i jego kolejne edycje szybko stały się bestsellerami. Czy to znaczy, że Polacy na poważnie zainteresowali się zdrowym odżywianiem?

Zdecydowanie tak! Coraz więcej osób czyta etykiety, sprawdza składy, porównuje ceny. Polacy coraz częściej pieką chleb, robią domowe wędliny czy sery. I bardzo dobrze. Jak mówią dietetycy: zdrowe, nieprzetworzone, twarde jedzenie to zdrowe i twarde ciało. Miękkie, przetworzone, niezdrowe jedzenie to miękkie i wiotkie ciało.

Jego kontynuacja „Wiem co, kupuję ! Poradnik konsumenta” to pewnego rodzaju przewodnik po pełnym pułapek świecie zakupów, napędzanym przez reklamę. Jak powstawała ta książka?

Kiedy zaczynałam pracę przy programie ”Wiem, co jem”, prawie wszystkie scenariusze pisałam sama. Dziś program jest na tyle wymagający i zdecydowanie dłuższy, że potrzebuję pomocy. Mam w TVN Style bardzo dobrą producentkę Joannę Abramowicz i świetne dziennikarki Olę Misztal, Sylwię Maj-Sawicką, Dorotę Frontczak-Fiedorowicz, które piszą scenariusze, więc choć program „Wiem, co kupuję” był moim pomysłem, to książka pod tym samym tytułem ma kilka autorek.

Tematyka odpowiedniej diety jako podstawy zdrowia i dobrej figury jest bardzo popularna. W tych wszystkich dietetycznych ideach i dietach cud można się pogubić. Na co zwracać uwagę?

Jeść pięć razy dziennie, po polsku, sezonowo, mało tłuszczu i soli, prawie bez cukru. Stawiać na produkty jak najmniej przetworzone. Orzechy kupować w łupinach a nie w karmelu, ziemniaki na wagę, a nie w postaci gotowych do odgrzania frytek, rybę w filecie, a nie w paluszku rybnym. To nie jest wielka filozofia. Płatki owsiane, kasze, nabiał, jaja to nie są drogie produkty.

Jak Pani, autorka „Кasia Bosacka cudnie chudnie„, czuła się na diecie?

To było naprawdę wyzwanie, odchudzałam się na oczach milionów telewidzów, było ciężko, bo przecież nie jestem typem, który cały dzień wytrzyma na listku sałaty, ale udało się 🙂

Jak do „diety się zabrać:) Dieta kojarzy się z rezygnacją z ulubionych potraw, głodem i… efektem jojo…

Nie jest to łatwe, trzeba mieć czas i po prostu się zawziąć. Nie tylko przygotowywać zdrowe posiłki, ale też ruszać się. Nie bez powodu ruch fizyczny został niedawno wpisany przez dietetyków jako podstawa piramidy żywienia. Ja jak każda chyba osoba profesjonalnie zajmująca się jedzeniem – raz chudnę, a potem nabieram ciała i znów się zbieram w sobie. Do tego dochodziły moje ciąże, a teraz kłopoty zdrowotne, które wiele kobiet i mężczyzn w pewnym wieku zaczyna mieć. Po czterdziestce zaczynają się u wielu Polaków a to początki cukrzycy, a to cholesterol za duży, a to tarczyca odmawia posłuszeństwa, łatwo nie jest, ale walczyć trzeba.

A co z pokusami. Spotkaniami z koleżankami na kawie i ciachu, przyjęciami, kiedy zastawiony stół cudnie pachnie?

Ciast, ciastek i słodyczy nie jem od dawna. Można bez nich żyć. Gorzej z dobrym, zdrowym jedzeniem, którym też przecież można się utuczyć. Weźmy taki pyszny chleb razowy na prawdziwym zakwasie, ogórek małosolny i masło wiejskie. Po prostu pycha! A co do tych ciastek, jeśli koleżanka by upiekła i położyła je na stole z miłością, to zjadłabym mały kawałek. Bez przesady, od jednego ciastka jeszcze nikty nie umarł.

Czyli nie dać się zwariować?

Nie, ale uważać, co jemy i ile a także badać się – to też ważne. Czasem przyczyną naszych obfitych kształtów jest zdrowie – nadciśnienie, problemy z sercem, z tarczycą.

Planuje Pani kolejną książkę?

Oczywiście. Chwilę odetchnę i chyba napiszę coś w końcu dla dzieci i rodziców. Spotykam się z fanami programu, daję wykłady w całej Polsce i pytań o żywienie dzieci mam mnóstwo.

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Na wielu wigilijnych stołach pojawią się kapusta z grzybami, pierogi, karpie, makowiec… Co przygotowuje Pani w świąteczne dni dla najbliższych? Czy będą to przepisy z „Bosacka po polsku. Nowoczesne przepisy kuchni polskiej?

Pewnie, że będą. Pstrąg w maku to superprosty przepis, pyszny i efektowny. Tarta makowa z bezą, uproszczona wersja drożdżowego makowca, śledzie w jogurcie z koprem, krem z buraków z porto, pyszny i rozgrzewający, piegowate pierogi z makiem, kapustą i grzybami. Już się cieszę na te najsmaczniejsze i najzdrowsze święta w roku. Tylu ryb i warzyw Polacy chyba nie jedzą przez pozostałe 364 dni. Wszystkim zatem życzę wszystkiego najlepszego i najsmaczniejszego!

Magdalena Kaczyńska dla matras.pl

Magda
dwacreo@dwacreo.pl