O czym piszemy? Prezentujemy wybrane opisy, artykuły, poradniki, wywiady i projekty graficzne, reklamy, layouty, loga, menu oraz opisujemy ważne zagadnienia z branży.

Wypadek z dala od cywilizacji

W całkiem bezpiecznym kraju żyjemy. Mimo czarnych wizji, III wojna światowa jakoś nie chce nadejść. Napadów, strzelanin i tym podobnych jak na lekarstwo… Cholera, nawet w nocy w knajpie po ryjku rzadko już chcą dać. W Polsce trzęsień ziemi nie uświadczysz. Tajfunów, tsunami, ogromnych pożarów ani innych rozrywek natury zresztą też. Nawet porządnych mrozów dawno nie było. Nic tylko żyć w spokoju i komforcie. A nawet jak coś się stanie, pomoc nie jest przecież daleko. Telefon zawsze mamy w kieszeni, a z zasięgiem w większości miejsc nie ma problemu. Karetka przyjedzie w kilka minut.

Przyzwyczailiśmy się do tego uczucia bezpieczeństwa. Nawet już nie zastanawiamy się, jakie to uczucie gdy na pomoc nie mamy co liczyć. Ale wszystkie zalety cywilizacji znikają, kiedy choć na chwilę zejdziemy z utartych ścieżek. Nawet w polskim Beskidzie czy innym porządnym odludziu nie zawsze mamy komórkowy zasięg. Nie wspominam już nawet o miejscach na świecie, gdzie nie istnieje profesjonalny system ratownictwa. Karetka, szpital? „Karetka Panie to nie dojeżdża nawet do tej wioski 10 kilometrów stąd”. Nie jest tak źle, gdy mamy świadomość, że pomoc prędzej czy później nadejdzie, ale kiedy zostajemy całkowicie…

Podstawą przeżycia w sytuacji zagrożenia są niestety rzeczy, które musimy zabrać ze sobą z domu. Sprzęty te zajmują miejsce i ważą kolejne kilogramy, dlatego też często ostatecznie nie trafiają do naszego, i tak już przeładowanego plecaka. Wiem, przy organizacji każdej większej wyprawy zwykle walczymy z każdym zbędnym gramem sprzętu. Bez względu na to, czy poruszamy się na własnych nogach, rowerem czy motocyklem, ogranicza nas objętość i waga naszego dobytku. Z tego powodu, wielu, szczególnie początkujących podróżników, eliminuje z plecaka rzeczy konieczne w każdej podróży. Bo przecież raz się nie przydały, drugi raz też nie, to i za setnym pewnie z nich nie będziemy mieć użytku. Nie mam na myśli tu tylko apteczki, ale też wielu innych pozornie błahych drobiazgów, jak linka, nóż, czołówka lub inna latarka… Siedząc w bezpiecznym i ciepłym domu, można uznać, że rzeczy tu wymienione nie są niezbędne, lecz opatrując komuś ranę na mrozie czy łatając plecak w ciemnościach, nie mamy ani czasu, ani czystej głowy na improwizację.

Drugim niezwykle istotnym czynnikiem jest wiedza. Jasne, nikt od nas nie oczekuje doktoratu z medycyny polowej i nauczenia się na pamięć podręcznika pierwszej pomocy, ale nawet głupie 5-minutowe filmiki na YouTube robią w razie niebezpieczeństwa różnicę. Może nie zapewniają jakieś wielkiej wiedzy, ale dają przynajmniej ogólne pojęcie, co zrobić, a czego kategorycznie nie. Warto przed wyruszeniem w podróż dowiedzieć się również, jakie zagrożenia czekają na nas na miejscu i poświęcić kilka minut na dowiedzenie się, jak im przeciwdziałać.

W czasie wypadku kiedy pomoc jest już w drodze, naszym jedynym zadaniem jest zabezpieczyć ranę. Prawdziwe problemy zaczynają się wtedy, gdy nie mamy co liczyć na szybkie przybycie kawalerii. W takiej sytuacji, często nie same obrażenie stanowią zagrożenie dla życia, a warunki atmosferyczne. Złamana noga czy skręcona kostka nie brzmią tak źle, nawet pośrodku niczego… póki świeci słońce. Niebezpieczeństwo zaczyna się, gdy nadchodzi mroźna noc i opady śniegu. W czasie wypadku odpada główny czynnik zabezpieczający przed wychłodzeniem – ruch. Niezbędnym wyposażeniem musi być więc folia NRC. A jeżeli wybierasz się w chłodne miejsce, polecałbym posiadanie nawet dwóch. Lekka, tania i nie zajmująca za wiele miejsca, stanowi spełnienie marzeń każdego outdoorowca. Dwie kolejne rzeczy mogące zapewnić poszkodowanemu ciepło, czyli karimatę i śpiwór, i tak zwykle na wyprawie mamy ze sobą. Karimata może się także przydać do transportu rannego – wystarczy go do niej przywiązać linką, którą także powinniśmy mieć w plecaku.

Jeżeli pada deszcz lub śnieg, a my nie dźwigamy ze sobą namiotu, możemy zbudować prowizoryczne schronienie z kilku gałęzi. Dobrym i o wiele lżejszym substytutem namiotu jest plandeka… Taka zwykła budowlana. Jest lekka, tania, zajmuje mało miejsca i z jej pomocą łatwo zabezpieczyć się przed mokrą ziemią czy deszczem. Bierna walka z warunkami atmosferycznymi nie zawsze wystarcza. Czasem trzeba wspomóc się ogniem. Zwykle poruszamy się po terenach zielonych, więc o „paliwo” nie trudno. Rozpalenie ogniska, nawet w warunkach zimowych nie jest czynnością trudną i czasochłonną. Można mieć w plecaku gotowe krzesiwo albo też skorzystać z niezawodnego zestawu świeczka plus zapalniczka.

Dochodzimy wreszcie do rzeczy najważniejszej – apteczki. Niby rzecz podstawowa, jednak spotykam wielu ludzi, którzy nie widzą sensu w jej braniu nawet na kilka dni w góry. Mówiąc całkowicie szczerze, nigdy nie damy rady wziąć wszystkiego, co może nam się przydać w razie wypadku. Gdyby tak było, potrzebowalibyśmy na to kolejnego plecaka i osiołka do noszenia. Jeżeli idziemy w większej grupie, siłą rzeczy możemy powiększyć nasz ekwipunek i wziąć trochę więcej rzeczy. Na rynku jest wiele gotowych zestawów apteczek turystycznych lub BCB, ale łatwo zbudować ją samodzielnie trochę mniejszym kosztem. Apteczka wyprawowa spełnia bardzo podstawową funkcję: ma nas uchronić od natychmiastowej śmierci oraz ewentualnie posklejać i znieczulić na tyle, byśmy mogli doczołgać się do najbliższej fachowej pomocy. Dlatego też składa się głównie z różnego rodzaju gaz, bandaży, plastrów oraz agrafek, szwów, rękawiczek lateksowych, maseczek do sztucznego oddychania i tym podobnych rzeczy. Bierzemy też ze sobą minimalny zestaw leków, głównie przeciwbólowych, jak też wszystkie preparaty związane z naszymi indywidualnymi schorzeniami. Warto nie zapomnieć o zabezpieczeniu naszej apteczki przed wodą. Co z tego, że w razie wpadnięcia do rwącego strumienia mamy wszystko, by opatrzyć złamaną nogę, jak cały nasz ekwipunek zmienił się w mokrą masę.

Mateusz Kaczyński dla allgero.pl

Magda
dwacreo@dwacreo.pl